środa, 14 stycznia 2015

Fidel nigdy martwy!

trochę jednak zaniepokoiłam się o zdrowie Brodacza. Nie, że przelękły mnie kolejne pogłoski o jego stanie zdrowia, czy też jednoznaczne stwierdzenia, że zszedł. To stały motyw od kiedy Fidel abdykował na rzecz brata. Z werbalnego ocieplenia stosunków na linii wujek Sam - kubańska Mulata, też nie wróżyłam śmierci Brodacza. Wszak to nie jego pomysłem było trwanie w embargo. Nie, że zabronił wstępu imperialistycznej coca-coli na plaże Wyspy. Sama tropików nie chciała. On to nawet taki imperialistyczny lans to chyba lubił. Tak wnoszę to po licznej kolekcji dresików adidasa czy pumy.
Zaniepokoiło mnie dopiero ostatnie dementi jego śmierci. Zazwyczaj, gdy nasilały się plotki o pogorszeniu stanu zdrowia lub też zejściu z ziemskiego padołu, Fidel objawiał się. Wybierał się na jakąś wystawę (jak ostatnio), fotografował ze specjalnie przybyłym gościem. Najlepiej z bratniego kraju Latino, taką dla przykładu - Cristiną Fernandez. Gdy pewnie czuł się trochę gorzej (albo nie miał ochoty na publiczne wystąpienia) zapraszał fotografa do swego sadu. I tam, na łonie przyrody, pozował. Strażnikiem rzeczywistego czasu, jak pisałam tu było świeże wydanie dziennika Granma w dłoni szefa. 
A teraz? Fidel napisał zaledwie list. Wysłał go do swego przyjaciela - Diego Armando Maradony. Ze zdjęcia, które obiegło świat, spogląda na nas lekko zaskoczony król piłki nożnej. W dłoni dzierży kartki papieru. Zadrukowane jakby. Nie ręcznie pisane. Na pierwszym planie pięknie nakreślony, zamaszysty podpis Fidela. Jakby mówił - Halo, to ja, Brodacz wiecznie żywy!



 

niedziela, 14 września 2014

troje chciało naraz - wot ambaras

O tym że cały ambaras w tym by troje chciało naraz pisałam TU
Sęk w tym, że w Brazylii CHCIAŁO. Troje. Naraz. I powstał nie tylko ambaras.
27 sierpnia 2014r. na świat przyszła mała dziewczynka. Owoc miłości dwóch kochających się pań - mam, oraz ich uczynnego kolegi. By wszystko było lega artis - cała trójka wystąpiła do sądu o dostosowanie aktu urodzenia dziecięcia, do zaistniałej sytuacji. 
Sędzia - Rafael Pagnon Cunha - przychylił się do wniosku "pary 2+1" i nakazał odpowiednie rozszerzenie rubryk w akcie urodzenia dziecka, tak by znalazło się miejsce dla trójki rodziców i szóstki dziadków.
I odtąd Fernanda Batagli Kropenski, jej ukochana Mariani Guedes Santiago, uczynny kolega uis Guilherme Barbosa i dziecię, żyli długo i szczęśliwie. W Río Grande del Sur.

środa, 16 lipca 2014

poniedziałek, 7 lipca 2014

Futbol, Bogowie i Kolumbia

Po żwawej grze, w piątek 4 lipca, Kolumbia poległa. W konsekwencji, pożegnała Brazylię (lub jak mówiono w Bogocie: "Mundial pożegnał Kolumbię"). Teraz należy wstrzymać oddech i odczekać.... tydzień, dwa, może dłużej... Dopóki piłka w grze. Bogowie nie śpią. Historia pokazuje, iż udział Kolumbii w rozgrywkach piłkarskich, może mieć niebagatelne konsekwencje dla życia lub zdrowia. 

Jako pierwszy, przekonał się o tym Andrés Escobar, obrońca reprezentacji Kolumbii. Dwadzieścia lat temu, podczas meczu z gospodarzem Mundialu - USA, miał tego pecha, że broniąc skierował piłkę do własnej bramki. Kolumbia przegrała starcie, zajęła ostatnie miejsce w grupie i szybko wróciła do domu. Bogowie może wybaczyli, ale miasto sicarios NIE. 2 lipca, rodzinne Medelin wymierzyło karę nieszczęsnemu Escobarowi. Sześć dedykowanych kul znalazło ujście w jego klatce piersiowej. 

Na tym samym Mundialu,w barwach Kolumbii, w środku pola, grał Hermán Gaviria. Też strzelił gola i to nawet do dobrej - szwajcarskiej bramki. Los jemu rónież napisał dziwny koniec. Kilka lat później, podczas treningu Depotrivo Cali, śmiertelnie raził go piorun. (Żniwa nie były aż tak obfite, jak podczas meczu w lidze Demokratycznej Republiki Konga, gdy wynik meczu z 29 października 1998 r. rozstrzygnął piorun. Strzał śmiertelnie powalił jedenastu - wszystkich z drużyny gości).

Kolumbię, Mistrzostwa Świata w USA i subito motre, łączy również osoba pomocnika kameruńskiego, Marca-Viviena Foé. Blisko dekadę po amerykańskim Mundialu (w którym  Foé brał udział), Kamerun świetnie radził sobie w rozgrywkach Pucharu Konfederacji. Zwyciężył z Brazylią i Turcją. Kolumbii także dał radę. 72ga minuta meczu z Latynosami, nie była jednak dla Foé szczęśliwa. Padł w środku pola. Jego serce powiedziało GAME OVER.

Brazylijski Mundial pożegnał Kolumbię, ale czy aby Kolumbia nie pożegna jeszcze kogoś?

p.s.
a czyż nie urocza była reprezentacja Kolumbii w 1990 r. w słonecznej Italii. Dla mnie bomba! A nawet Piorun!



niedziela, 22 czerwca 2014

Cukier krzepi, dulce de leche strzela gole


Że Włosi z Apenińskiego Buta bez makaronu się nie ruszają, już nikogo nie dziwi. Biorą suchy prowiant i mogą jechać aż na koniec świata. Takiego koło garnka z ciepłą, osoloną wodą. I już - pasta a la mama mia per favore!
A tymczasem, los Urusów - dwukrotnych mistrzów świata, zawisł na włosku... i był to, o zgrozo, włos brazylijskiego celnika. Daleko "La Celeste" nie miała do Brazylii. Z zachodniego brzegu Urugwaju przeskoczyła na północ i już, po sąsiedzku, miała w grupie rozstawiać rywali po kątach. Miała, ale celnik niedobry jeden, zaaresztował na amen 40 kg Dulce de Leche! I duch walki opadł. Jak to tak, bez podwieczorku? Bez małej puszuni, tubuni, kubunia, łyżuni? Małego lizka na dzień dobry, małego na dobranoc, a i na wyjście z szatni też. CUKIER KRZEPI! A taki słodziuni cukier z Dulce de Leche to dopiero jak!. 
I nie pokrzepił przed meczem z Kostaryką. Pan celnik wziął i zabrał. Aresztował. Wypuścić obiecał po przedłożeniu stosownych dokumentów. Wszak Dulce de Leche, jak sama nazwa wskazuje, z mleka, a to tak swawolnie przewozić nie można. Oj nie. Nawet na Mundial. Nawet dla pokrzepienia serc. 
Na mecz z Anglią wyszło jedenastu pokrzepionych. Trafniej powiedzieć - dziesięciu i Luis Suarez, jak Dulce de Leche.









niedziela, 15 czerwca 2014

Comandante de la limpieza

Czas na powrót!



Adelante! Niech kurz z blogu zmiata, jak tłuszczyk z którym walczy Comandante Limpol!





zaczerpnięte z http://www.radiobrazylia.pl/dziennik-mundialowy-dzien-88-i-89/